wtorek, 27 października 2015

04. Co się tu odwala.exe.

Późna noc, jednakże Adrianowi wrażenia po walce nie pozwoliły na zbyt długi sen, z powodu czego od   5 rana (jeśli telefon go nie kłamał), jednakże nie wykonywał żadnych bardziej skomplikowanych ruchów, czasami ewentualnie przesuwał się w bok, by uwolnić dusiciela na 3 litery (bąk). Aż nagle...
- A idę  - Pomyślałem, zleciałem na ziemię i ruszyłem pewnym krokiem  w głąb lasu.
No i poszedł. Z założenia tempo chodu miało być wolne, ale że nie jest to jego specjalnością, to też niespecjalnie mu to wyszło i trasa została pokonana szybciej niż było to w planach. Na potrzeby czego kurs się przeciągnął, aż  w końcu znajdujemy się na otwartej przestrzeni.
- Postawił biedrę bym - Stwierdziłem rozglądając się po dość obszernej, rozszerzającej się przestrzeni - Muszę ją tu zabrać, może się nawet tędy pójdzie.
Tymczasem okazuje się że Ada przebudziła się praktycznie po moim zejściu z drzewa na ziemię...
- Kurde... - Stwierdziła mając przed oczyma walkę z wczoraj, przy czym zaciskała ręce w pięści. - Nie będę dłużej na nikim polegać...
Po tych słowach zeszła  z drzewa własnoręcznie, tak bym nie był w stanie wyczuć po energii, że już nie śpi. Wzięła z ziemi patyk i na kawałku ziemi wyryła "Przepraszam", po czym poszła w długą. Adrian tym czasem już od 10 minut jest w drodze powrotnej i jak na złość teraz ogarnął wolny chód. Po kolejnych 15 w końcu znajduję się pod swoim drzewem, nie trzeba było więcej niż 5 minut, by wyryty napis został zauważony.
- Meh, Trudno - Stwierdziłem. Postałem chwilę w ciszy i ruszyłem do domu. Przedtem zdążyłem pod jej napisem tym samym patykiem wyryć "Powodzenia".
- Jak nie będę zwalniał, to 2 godziny i jestem - Oszacowałem totalnie nie myśląc o zaistniałej sytuacji, nie chcąc też lecieć na zbyt wielkich zapasach energii, by nie zwrócić przypadkiem na siebie zbyt wielkiej uwagi. Po 10 minutach jednak i tak przyśpieszyłem, a wszelkie "szkodniki" po prostu mijał i zostawiałem w tyle.
- Paparazzi...
Po drodze jednak kiszki zaczęły nawalać hip-hopem, to też po drodze udało się zlokalizować odpowiednią miejscówę i obkupić się za 50 złociszy. Miejscówka ta była nienaganna, z nawet spoko otoczeniem, składającego się uliczki i wzniesienia za sobą. Kupiło się zestaw obiadowy, panga, frytki, surówka i pićko z ropy naftowej (Cola). Konsumowało się przednie i pomimo niemałego zaludnienia w spokoju, pewnie również byli wypompowani po tym jak nawiali. Po skończeniu posiedziałem dodatkowe 30 minut, bądź, co bądź dawno nie widziało się TV na oczy. Nagle otwierają się drzwi i rozlega się dzwonek, Odwracam się i widzę ją - Adę. Ta w trybie natychmiastowym opuszcza pomieszczenie, ja w pośpiechu wychodzę za nią i w ostatnim momencie zdążyłem nim miała odlecieć.
- Hej - Powiedziałem, gdy ta stała jeszcze plecami do mnie.
- Hej - Odpowiedziała nie zmieniając kierunku w którym stała.
- Co to się stało że podjęłaś taką decyzję? - Spytałem zakładając ręce.
- Po Twojej walce z Pawłem coś sobie uświadomiłam... - Odpowiedziała nie w pełni.
- Co takiego? - Pytam.
- Że nie mogę wiecznie na kimś polegać, nie chcę. Chcę rosnąć w siłę!  Zobaczysz, przegonię jego, resztę elity, Ciebie też! - Odpowiada z uniesionym głosem.
- Jesteś jednorazowa - Stwierdziłem z uśmiechem.
- Zobaczysz, podkulisz jeszcze ogon i  przyznasz, że to ja jestem silniejsza! - Dodała,
- Skoro o tym mowa, to i tak ukrywasz w sobie więcej energii, niż idzie przypuszczać - Powiedziałem wybijając ją z równowagi.
- Więc wiedziałeś... Teraz proszę, obiecaj mi na ten moment,, że nie przestaniesz trenować, oraz że przy następnym spotkaniu stoczymy taką samą walkę jak Ty ostatnio. Na najwyższym poziomie - Powiedziała już z zamiarem odlotu.
- Dobrze, będzie jak mówisz - Odpowiadam.
- Do zobaczenia - Powiedziała i poleciała w swoim kierunku.
- Cóż, też będę się zbierał, 30  minutek i jestem - Pomyślałem i tak zrobiłem.
- Przeciwniczka, co? - Myślałem przez połowę drogi nad tym, czy w ogóle zamierzam walczyć z dziewczynami.
Wtem dostrzegam niespodziewany eksplozję, której skala mogłaby spokojnie strawić 1/4 większego miasta, tak więc przyśpieszam będąc pełen obaw.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Zapodaję krzykacza i lecę na pełnej mocy.
Potwierdziły się najgorsze obawy. Sąsiednia okolica cała w ogniu,   po chwili można było zauważyć płonący kościół znajdujący się z mojej wsi, co oznaczało tylko jedno, jednak pomimo tego nie zawróciłem.Po bliższa 5 minutach ląduję na wjeździe, totalnie zdemolowanym, pomimo że z kostki brukowej, 2/3 domu w ogniu, tak jak wszystko wokół, ani odrobinki życia. Z oczu płyną łzy, padam a kolana i całymi siłami uderzam pięściami w ziemię, powodując dodatkowe "wgniecenia". Pod swoim domem spędziłem nie mniej niż godzinę, wtem do umysłu uderzyły do mnie słowa "Sometimes darkness can show you the light". Osiągam limit, nerwy puszczają, wydzieram się na całe gardło, a wokół mnie pojedyńcze wyładowania elektryczne, a całego mnie od stóp, do głów zaczyna  otaczać aura, tym że nie biała jak to zawsze występywało przy wzroście energii, lecz złota. Włosy na głowie również stopniowo uległy zmianie barwy, Aż w końcu narodził się  nowy wojownik, którego spokojne serce zostaje rozjuszone poprzez gniew... Odwracam głowę na zachód i przez pewien czas stoję tak bez ruchu, potem powoli wznoszę się w powietrze, zaciskam ręce w pięść, przywołuję wokół siebie nową moc i ruszam w tym kierunku, pytanie tylko - Po co..?
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz